wtorek, 6 lutego 2018

Od November CD historii Whatevera

W czasie opowiadania psa spuściłam głowę. Miał trudniejszą historię niż ja. Próbowałam przykryć zmieszanie parsknęciem, ale to raczej nie była dobra odpowiedź. Spojrzałam na najniższą perłę - jedyną, do której dosięgałam wzrokiem. Zakołysała się lekko, pobłyskując z mojej długiej sierści.
- I znalazłem sforę. - zakończył Whatever.
- Niełatwa historia. - przyznałam.
- Może przybliżysz swoją? - zapytał niepewnie.
- Moja matka uciekała. Popełniła samobójstwo albo zmarła z wycieńczenia, tego nie wiem. Ojciec zaginął, ja żyłam dwa lata w innej sforze, aż nęcona zapachem przeszłości uciekłam. Doszłam tutaj, przeżyłam odwiedziny kuzyna i twoje, a teraz siedzę z tobą, żeby nie było ci przykro. - uśmiechnęłam się krzywo. Znowu źle.
- Rozumiem... - westchnął. - Może lepiej już pójdę.
Odczekał chwilę, jakby oczekując, że cokolwiek powiem, aż westchnął jeszcze raz i odszedł kilka kroków.
- Stój.
Stanowczy, silny głos. Ćwiczyłam go tyle razy. Zatrzymał się i obrócił głowę w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja aż zadrżałam pod jego wzrokiem. Stanowczość i siłę o ogon otłuc. Było pełne wyrzutu, który pewnie ukrywał przy mnie, i smutku.
- Gdzie mieszkasz? - zapytałam.
- Moja jaskinia jest przy dużym dębie - odparł. Znowu zaczął iść. Tym razem go nie zatrzymywałam. W końcu znalazłam jego dom. Uśmiechnęłam się szeroko i wypuściłam na ziemię zbieraną przez drogę wiązankę lawendy. Po dwóch godzinach połowę podłogi zaścielały cienkie wiązanki, a w rozgrzanym powietrzu unosił się słodki zapach fioletowego kwiecia. Rozsunęłam je tak, żeby leżały w większych odstępach na całej długości i szerokości.
- Lawendowa Dusza spełniła zadanie. Hej, jak to ładnie brzmi. - ucieszyłam się. - Lawendowa Dusza. Lavender Soul.
Poodsuwałam kwiaty w jednym miejscu, tworząc elipsę o wielkości zwiniętego psa, żeby Takes miał gdzie spać. Ułożyłam się tam na próbę. Przymknęłam oczy. Coraz mocniej czułam, że jestem związana z tymi skałami, z tą ziemią i tajemniczą pachnącą lawendą.
- Jesteś moim przeznaczeniem, November. - tłumaczył mi border.
- Pozwól mu, kochanie. - spojrzała na mnie czarnobiała suczka. Nasze spojrzenia się zetknęły. Jej ciemne oczy emanowały jakimś bardzo silnym uczuciem, którego nie umiałam nazwać.
- To będzie dobry partner. - przytaknął jakiś podobny do wilka pies. 
- Ale ja nie chcę! Ja już jestem zakochana, mamo. - potrząsnęłam głową.
- Kochanie, nie jesteś odpowiednia dla tego psa. Przestań o nim myśleć. Dość tego. Okazał ci dość dobroci, a Whatuś jest dla ciebie stworzony, tak jak ty dla niego. - zmierzyła mnie spojrzeniem. Dziwnie smutnym spojrzeniem...
- Nie cierpię go. 
- Jeszcze ci się spodoba. - zapewniła mnie.
- November, obudź się!
Otworzyłam oczy, czując czyjś dotyk na uszach. Pochylał się nade mną Whatever.
- Ups? - przygryzłam wargę. Decyzję podjęłam w ułamku sekundy. Rzuciłam się do wyjścia, rozkopując dywan lawendy. Biegłam, byle dalej od tego miejsca. W oczach zaczęły mi się tworzyć łzy. Usiadłam, starając się je opanować, ale pociekły jeszcze żywiej.




Whatever? Nie obiecywałam stałości w uczuciach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz