sobota, 17 lutego 2018

Od November CD historii Hamiltona

Udałam, że się namyślam.
- Pomyślmy... Nie, powinnam na dzisiaj być wolna - uśmiechnęłam się.
- Czyli udało mi się wstrzelić w lukę? - puścił mi oczko.
- Masz wyjątkowe szczęście, nieczęsto się to zdarza - rzuciłam mu powłóczyste spojrzenie. Oddał je.
- A kogo ostatnio odrzucałaś? - zapytał, niby to żartem.
- Jakby się zastanowić, ostatnio najczęściej uciekam przed Whateverem - uznałam, spoglądając na niego z zaciekawieniem.
- Masz z nim kłopot? - spytał troskliwie.
- Raczej to on ma ze mną - zaśmiałam się.
- Co mu robisz?
- Grożę mu, wyzywam go, jestem niezwykle niestała w uczuciach... - wymieniłam z ociąganiem.
- Od miłości do nienawiści? - ukrył niepokój.
- Raczej od nienawiści do rozpaczliwej próby tolerancji.
Zdawało mi się, że odetchnął z ulgą, ale to chyba tylko przeczucie.
- Jesteśmy, Milady - mruknął Hamilton, szturchając mnie lekko.
- Zdajesz sobie sprawę, że Milady oznacza „moja pani”, a nie „pani”? - zapytałam, spoglądając na niego.
- Jasne, że tak - usłyszałam. Rozejrzałam się, ale psa nigdzie nie było widać. Wtem coś przysłoniło mi świat. Poruszyłam się niespokojnie.
- Kto tam? - zapytałam dziecinnie.
- Zgadnij. Puszczę cię, ale obiecaj mi, że nie otworzysz tych ślicznych ocząt.
Wzięłam głeboki wdech i opuściłam wolno powieki.
- Gotowe, Hamilton.
- I nie otwieraj! - usłyszałam. Kroki psa powoli cichły.







<Hamilton?> To w zamierzeniu miało być walenynkowe...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz