- Co tu robisz? - chłodny, wysoki głos dotarł do moich uszu, rozbrzmiewając echem w mojej głowie. Minęło sporo czasu odkąd ostatnio z kimś rozmawiałem. Pytanie nie zabrzmiało przyjaźnie, co wcale mnie nie zdziwiło. Nie liczyłem na wiele.
- Nie widać? - mruknąłem beznamiętnie. - Stoję. Marnuję kolejne minuty mojego nędznego życia. I powietrze, którym oddycham. - przekręciłem głowę w prawą stronę. Uniosła jedną brew. - Jak masz na imię, piękna damo? - parsknąłem. Nieznajoma przewróciła oczyma i westchnęła cicho. - I co tutaj robisz o takiej godzinie, w dodatku sama? - dodałem, na pokaz udając zatroskanego. Dobrze wiedziałem, że mi nie uwierzy.
- Nie twoja sprawa. - burknęła oschle. Odchyliłem uszy do tyłu i skrzywiłem się.
- Dobrze. - odparłem. - Masz rację, nie muszę wiedzieć. - przytaknąłem. Jakaś cząstka mnie chciała odwrócić się i odejść. Już miałem to zrobić, lecz coś podpowiadało mi, by jednak zostać. Może dlatego, że byłoby to zwyczajnie niegrzeczne? Ale kto by się tym przejmował...
Mimo wszystko uznałem, że mogłaby być to niepowtarzalna okazja, której nie mogłem tak po prostu odrzucić. Przez moment biłem się z myślami, patrząc w bok, nie okazując przy tym skruchy. Skierowałem swój wzrok na suczkę, nasze spojrzenia się spotkały.
- Command. - oznajmiłem pustym tonem. - Czy teraz mógłbym poznać twoje imię? - spytałem.
- Elizabeth. - westchnęła po raz kolejny, wciąż obarczając mnie nieufnym spojrzeniem. - Co tu robisz? - powtórzyła pytanie.
- Spacerowałem po okolicach. - przyznałem zgodnie z prawdą. - Nie jestem stąd.
- Tego się domyśliłam. - warknęła. Odsunąłem się kilka kroków do tyłu.
- Spokojnie. - prawie się roześmiałem. Zamiast tego wyszło gorzkie parsknięcie. Nie chciałem z nią walczyć, to nie miałoby najmniejszego sensu dla żadnej ze stron. Zastanawiało mnie, skąd ona się tutaj wzięła. Nie wyglądało mi to na zamieszkiwane przez kogokolwiek tereny. - Nie chcę zrobić ci krzywdy. Nie teraz. - ból w łapie odezwał się po raz kolejny, tym razem zupełnie bez powodu. Musiałem ją podnieść, by nie okazywać tego po sobie. Niestety nic nie umknęło uwadze Elizabeth.
- Co ci jest w łapę? - zapytała, wskazując na najbardziej bezużyteczną część mojego ciała.
- Nic. Nieważne. - Chyba mi nie uwierzyła. Widząc, że rozmowa zeszła na niebezpieczne tory, natychmiast zmieniłem temat. - Będziemy dalej tak stać i się na siebie gapić?
- Jak wolisz. - wzruszyła ramionami. - Możesz już sobie iść.
- Wydaje mi się, że nie potrzebuję do tego twojej zgody. - stwierdziłem.
- Mylisz się. Znajdujesz się na terenie Sfory Psiego Głosu. - wytłumaczyła. - Albo do nas dołączysz, albo niestety będę musiała cię stąd przegonić.
- Jakiej sfory? - zmarszczyłem brwi. - Co to jest sfora?
- Słucham? - spojrzała na mnie ze zdumieniem. - Nie wiesz? To gdzie ty się wychowywałeś, co?
Rozmowa po raz kolejny zrobiła się niewygodna, więc jeszcze musiałem coś z tym zrobić.
- Daleko stąd. Wśród ludzi. - skłamałem, nie czując przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym rozwodzić się na temat mojej historii. Nie miałem najmniejszego zamiaru zwierzać się nowej suczce i tłumaczyć jej, że nie miałem prawa wiedzieć takich rzeczy. Szczegóły takie jak utrata pamięci wolałem zostawić dla siebie.
- Teraz wszystko jasne. - odwróciła wzrok. Wyjaśniła mi, co to sfora i wówczas zdecydowałem się przyłączyć. Bo co innego miałem zrobić?
- I co teraz? - uniosłem brwi, nie siląc się na przyjazny ton.
- Na razie nie jesteś w Sforze.
- Jak to?
Skierowała oczy ku niebu.
- Nie ode mnie zależy ta decyzja. - Jej cierpliwość się kończyła. Moja zresztą również. Miałem dosyć całej tej rozmowy i zastanawiałem się, czy w ogóle dobrze robię dołączając do grupy zupełnie obcych psów.
Zaczynałem nowy rozdział swojego życia.
Elizabeth?
- Spacerowałem po okolicach. - przyznałem zgodnie z prawdą. - Nie jestem stąd.
- Tego się domyśliłam. - warknęła. Odsunąłem się kilka kroków do tyłu.
- Spokojnie. - prawie się roześmiałem. Zamiast tego wyszło gorzkie parsknięcie. Nie chciałem z nią walczyć, to nie miałoby najmniejszego sensu dla żadnej ze stron. Zastanawiało mnie, skąd ona się tutaj wzięła. Nie wyglądało mi to na zamieszkiwane przez kogokolwiek tereny. - Nie chcę zrobić ci krzywdy. Nie teraz. - ból w łapie odezwał się po raz kolejny, tym razem zupełnie bez powodu. Musiałem ją podnieść, by nie okazywać tego po sobie. Niestety nic nie umknęło uwadze Elizabeth.
- Co ci jest w łapę? - zapytała, wskazując na najbardziej bezużyteczną część mojego ciała.
- Nic. Nieważne. - Chyba mi nie uwierzyła. Widząc, że rozmowa zeszła na niebezpieczne tory, natychmiast zmieniłem temat. - Będziemy dalej tak stać i się na siebie gapić?
- Jak wolisz. - wzruszyła ramionami. - Możesz już sobie iść.
- Wydaje mi się, że nie potrzebuję do tego twojej zgody. - stwierdziłem.
- Mylisz się. Znajdujesz się na terenie Sfory Psiego Głosu. - wytłumaczyła. - Albo do nas dołączysz, albo niestety będę musiała cię stąd przegonić.
- Jakiej sfory? - zmarszczyłem brwi. - Co to jest sfora?
- Słucham? - spojrzała na mnie ze zdumieniem. - Nie wiesz? To gdzie ty się wychowywałeś, co?
Rozmowa po raz kolejny zrobiła się niewygodna, więc jeszcze musiałem coś z tym zrobić.
- Daleko stąd. Wśród ludzi. - skłamałem, nie czując przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym rozwodzić się na temat mojej historii. Nie miałem najmniejszego zamiaru zwierzać się nowej suczce i tłumaczyć jej, że nie miałem prawa wiedzieć takich rzeczy. Szczegóły takie jak utrata pamięci wolałem zostawić dla siebie.
- Teraz wszystko jasne. - odwróciła wzrok. Wyjaśniła mi, co to sfora i wówczas zdecydowałem się przyłączyć. Bo co innego miałem zrobić?
- I co teraz? - uniosłem brwi, nie siląc się na przyjazny ton.
- Na razie nie jesteś w Sforze.
- Jak to?
Skierowała oczy ku niebu.
- Nie ode mnie zależy ta decyzja. - Jej cierpliwość się kończyła. Moja zresztą również. Miałem dosyć całej tej rozmowy i zastanawiałem się, czy w ogóle dobrze robię dołączając do grupy zupełnie obcych psów.
Zaczynałem nowy rozdział swojego życia.
Elizabeth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz