Ostatnie promienie słońca powoli chowały się za horyzontem. Robiło się coraz później, a zarazem ciemniej. Instynkt podpowiadał mi, że powinienem znaleźć sobie schronienie, gdyż mogę nie przeżyć nocy tutaj. Rozejrzałem się, uważnie nasłuchując. Otaczała mnie zupełna cisza. Minęło już co najmniej kilka tygodni odkąd ostatni raz widziałem jakiegokolwiek psa. Może i z jednej strony to dobrze. Rozmawianie z innymi było dość krępujące. Bo czy to jest normalne, że na większość pytań na swój temat nie mogłem odpowiedzieć w normalny sposób?
Potrząsnąłem głową i westchnęłem ciężko. Odrzuciłem od siebie tamte myśli. Szkoda czasu, by w ogóle się nad tym zastanawiać. To naprawdę dziwne uczucie, tak nic o sobie nie wiedzieć. Obudzić się z rozwaloną głową i łapą, ale nie wiedzieć, co tak właściwie się stało. Jedyne, co sobie przypomniałem, to swoje imię oraz pojedyncze, niczego nie wnoszące urywki z życia. Byłem pewny tylko jednego - musiałem być szczęśliwy... ale zrobiłem coś złego. Coś bardzo złego.
Znowu odrzuciłem tę myśl.
Przyspieszyłem kroku, bezmyślnie przechodząc do truchtu. Po kilkunastu minutach musiałem niestety zwolnić. W mojej lewej przedniej łapie odezwał się przeszywający ból, promieniujący po całym ciele. Na moment zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zatrzymałem się i po krótkiej chwili ruszyłem dalej. Nienawidziłem swoich ograniczeń.
W moim sercu pozostało również uczucie pustki. Tego natomiast nie do końca rozumiałem - musiałem stracić kogoś ważnego dla mnie, ale za nic nie przychodziło mi do głowy, kto to mógł być. Nie tęskniłem za tą osobą, bo w ogóle jej nie pamiętałem. Nie zmienia to faktu, że poczucie straty kogoś, o kim nic się nie wie, było dosyć przerażające.
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk istoty przemieszczającej się między krzakami. Poczułem woń zranionej zwierzyny. Zaburczało mi w brzuchu i wówczas przypomniałem sobie, że nic nie jadłem od kilku godzin. Obudził się we mnie tryb łowcy. Będzie to łatwy łup. Schyliłem się i zacząłem powoli się skradać. Od zdobyczy dzieliło mnie około dziesięciu metrów. Im bardziej się zbliżałem, tym lepiej byłem w stanie dostrzec, co tak naprawdę chciałem upolować. Był to bażant ze złamanym skrzydłem. Nie miałem wyrzutów sumienia, w końcu moje czyny miały skrócić jego cierpienie, co w pewnym sensie oznaczało korzyść dla nas obu. Kiedy znalazłem się wystarczająco blisko, rzuciłem się w jego stronę i w kilku susach dobiegłem do ofiary. Dostrzegła mnie zdecydowanie zbyt późno i już nie było dla niej ratunku. Zatopiłem kły w jej karku i zacisnąłem szczękę mocnej. Poczułem znajomy smak krwi. Po chwili bażant przestał się miotać. Zabrałem się do jedzenia, a resztki zostawiłem w ukryciu. Jakiś czas później wyruszyłem dalej.
Zrobiło się ciemno, więc musiałem się śpieszyć. Las zdawał się nie mieć końca, lecz nigdzie nie było żadnej bezpiecznej jaskini czy też nory. Nagle moim oczom ukazał się niesamowity wodospad. Woda, która z niego spływała, miała barwę... złotą. Nie. Zamrugałem oczami, ale nic się nie zmieniło.
Może tamtego dnia za mocno uderzyłem się w głową, przeszło mi przez myśl. Zamknąłem oczy, by po chwili otworzyć je znowu. Obraz pozostał taki sam. Spojrzałem na to zjawisko z niedowierzaniem. Następnie rozejrzałem się jeszcze raz i zobaczyłem, że jest tu kilka jaskiń. Udałem się w kierunku jednej z nich. Nagle usłyszałem, że ktoś się zbliża. Poczułem nieznajomy zapach. Odwróciłem się i w oddali ujrzałem niewyraźną sylwetkę innego psa. Nie byłem tu sam.
Może ktoś chciałby dokończyć? Będzie fajnie, naprawdę! :c
Potrząsnąłem głową i westchnęłem ciężko. Odrzuciłem od siebie tamte myśli. Szkoda czasu, by w ogóle się nad tym zastanawiać. To naprawdę dziwne uczucie, tak nic o sobie nie wiedzieć. Obudzić się z rozwaloną głową i łapą, ale nie wiedzieć, co tak właściwie się stało. Jedyne, co sobie przypomniałem, to swoje imię oraz pojedyncze, niczego nie wnoszące urywki z życia. Byłem pewny tylko jednego - musiałem być szczęśliwy... ale zrobiłem coś złego. Coś bardzo złego.
Znowu odrzuciłem tę myśl.
Przyspieszyłem kroku, bezmyślnie przechodząc do truchtu. Po kilkunastu minutach musiałem niestety zwolnić. W mojej lewej przedniej łapie odezwał się przeszywający ból, promieniujący po całym ciele. Na moment zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zatrzymałem się i po krótkiej chwili ruszyłem dalej. Nienawidziłem swoich ograniczeń.
W moim sercu pozostało również uczucie pustki. Tego natomiast nie do końca rozumiałem - musiałem stracić kogoś ważnego dla mnie, ale za nic nie przychodziło mi do głowy, kto to mógł być. Nie tęskniłem za tą osobą, bo w ogóle jej nie pamiętałem. Nie zmienia to faktu, że poczucie straty kogoś, o kim nic się nie wie, było dosyć przerażające.
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk istoty przemieszczającej się między krzakami. Poczułem woń zranionej zwierzyny. Zaburczało mi w brzuchu i wówczas przypomniałem sobie, że nic nie jadłem od kilku godzin. Obudził się we mnie tryb łowcy. Będzie to łatwy łup. Schyliłem się i zacząłem powoli się skradać. Od zdobyczy dzieliło mnie około dziesięciu metrów. Im bardziej się zbliżałem, tym lepiej byłem w stanie dostrzec, co tak naprawdę chciałem upolować. Był to bażant ze złamanym skrzydłem. Nie miałem wyrzutów sumienia, w końcu moje czyny miały skrócić jego cierpienie, co w pewnym sensie oznaczało korzyść dla nas obu. Kiedy znalazłem się wystarczająco blisko, rzuciłem się w jego stronę i w kilku susach dobiegłem do ofiary. Dostrzegła mnie zdecydowanie zbyt późno i już nie było dla niej ratunku. Zatopiłem kły w jej karku i zacisnąłem szczękę mocnej. Poczułem znajomy smak krwi. Po chwili bażant przestał się miotać. Zabrałem się do jedzenia, a resztki zostawiłem w ukryciu. Jakiś czas później wyruszyłem dalej.
Zrobiło się ciemno, więc musiałem się śpieszyć. Las zdawał się nie mieć końca, lecz nigdzie nie było żadnej bezpiecznej jaskini czy też nory. Nagle moim oczom ukazał się niesamowity wodospad. Woda, która z niego spływała, miała barwę... złotą. Nie. Zamrugałem oczami, ale nic się nie zmieniło.
Może tamtego dnia za mocno uderzyłem się w głową, przeszło mi przez myśl. Zamknąłem oczy, by po chwili otworzyć je znowu. Obraz pozostał taki sam. Spojrzałem na to zjawisko z niedowierzaniem. Następnie rozejrzałem się jeszcze raz i zobaczyłem, że jest tu kilka jaskiń. Udałem się w kierunku jednej z nich. Nagle usłyszałem, że ktoś się zbliża. Poczułem nieznajomy zapach. Odwróciłem się i w oddali ujrzałem niewyraźną sylwetkę innego psa. Nie byłem tu sam.
Może ktoś chciałby dokończyć? Będzie fajnie, naprawdę! :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz