- Witaj. Jak się nazywasz? Chyba nie należysz do sfory? - zapytała
- Whatever It Takes. Nie należę do żadnej sfory... - odpowiedziałem suczce
- A chciałbyś dołączyć? - znowu zapytała
- Chciałbym. Nawet bardzo. A ty jak się nazywasz tak w ogóle? - zapytałem. Nie chciałem być niegrzeczny,ale chciałem wiedzieć z kim rozmawiam.
- November. Chodź za mną, Whatever it Takes! - krzyknęła i pobiegła. Po chwili do niej dołączyłem
- Możesz mówić Whatever. - uśmiechnąłem się. Doszliśmy do jaskini zapewne alfy. November zaprowadziła mnie do psa.
- Witaj,Hamiltonie. To jest Whatever it Takes. Chcę dołączyć. - przedstawiła mnie November.
- Z chęcią cię przyjmiemy Whatever it Takes'ie - powiedział Hamilton i coś tam napisał. Po załatwieniu wszystkich papierkowych spraw wyszliśmy.
- Coś pusto tutaj... - westchnąłem - ile jest psów - zapytałem z ciekawości.
- łącznie z tobą i mną to.. cztery. Kiedyś było o wiele więcej,jednak wybuchnęła wojna. Mnie jeszcze nie było wtedy na świecie...- westchnęła podobnie jak ja przed chwilą.
- Twoja matka tu była? - zapytałem
- Była. Uciekała,ale zginęła... - powiedziała.
- Przykro mi. Moi rodzice też zginęli na wojnie z wilkami. - powiedziałem i spuściłem wzrok.
November?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz